Marcel Proust i przedwojenne dziewice: smaki, zapachy, wspomnienia

Gdy końcem maja przekwitają bzy i ich intensywnie lawendowe grona zmieniają się w nieciekawie brązowe kępki, zawsze ogarnia mnie smutek. Jakby wiosna już się skończyła i teraz tylko jesieni patrzeć. A przecież jeszcze przede mną cały miesiąc do początku lata! Co prawda bzy i tawułki przekwitły, ale w pasach startowych czekają już kolejne byliny, krzewy i drzewa. I gdy dzisiaj wczesnym rankiem wychodzę by wypuścić moje kurki, niespodziewanie na ganku witają mnie zapachy z mojego dzieciństwa. O tej samej porze, dziesiątki już lat temu w moim domu w Goczałkowicach, gdy okna naszej jadalni były otwarte na słoneczny ogród, cały pokój pachniał jaśminowcem i różą pomarszczoną Rosa rugosa plena, z której płatków moja Matula ucierała później konfiturę na zimę. Taką samą konfiturę w okresie Adwentu musiały zaprezentować w przedwojennym Lwowie młode arystokratki przed namiestnikową Adamową Potocką. Znała ona ponoć 45 przepisów na konfitury, była surową wyrocznią i wymagała bezwzględnego przestrzegania tradycji.  Dziewczęta bały się tych wizyt jak ognia, bo hrabina degustując konfiturę oceniała tym samym przydatność dziewczęcia do zamążpójścia.  Jeżeli nie daj Boże dopatrzyła się, że smażone były nie płatki, a całe kwiaty panna najczęściej pozostawała dziewicą do następnego sezonu, „nie jest bowiem godne męża to płoche dziewczę, które nie wie jak sprawić mu rozkosz najwyższą”.

_DSC3170

 

_DSC3158

Ja dostałam od mojej Matuli wiele sadzonek tych właśnie dwóch krzewów (drżyjcie przyszłe synowe!) i teraz, kiedy są one w apogeum swojego kwitnienia i tworzą intensywnie olfaktoryczną chmurę, która niesiona wiatrem meandruje po całym parku, te dwa słodkie zapachy przenoszą mnie ponownie w beztroską przeszłość. „A la recherche du temps perdu”. Marcel Proust pisał wprawdzie o smakach, które nam nieoczekiwanie przywołują dawne skojarzenia i wydarzenia (dla niego był to smak biszkoptowego ciasteczka, tzw. madeleine, zamoczonego w herbacie), ale zapachy mają podobną właściwość i właśnie tak na mnie działają te białe kwiaty jaśminowca i biskupie płatki róży konfiturowej. W tym samym mniej więcej czasie park bogaci się o dwa kolejne potężne aromaty: zakwita kilkanaście drzew robinii akacjowej i ponad dwadzieścia krzewów czarnego bzu.  Stojąc pod akacją słyszę jedno wielkie pracowite buczenie pszczółek uwijających się wśród zwisających gron kwiatowych. Robinia (potocznie, choć błędnie zwana akacją) pochodzi od nazwiska francuskiego ogrodnika-arborysty Jean’a Robin. Opiekował się on ogrodami trzech kolejnych króli francuskich: Henryka III, Henryka IV i Ludwika XIII. Robinię sprowadził do Europy w 1601 roku i od tamtego czasu była ona sadzona w parkach jako drzewo ozdobne. On sam posadził pierwsze drzewko w Paryżu, na skwerze Renee-Viviani, w dzielnicy Montebello, gdzie rośnie do dzisiaj i jest uznawane za najstarsze drzewo w Paryżu.

Bez czarny – jak już wspomniałam w innym wpisie – nie jest krzewem miododajnym. Ale poza tą drobną i wybaczalną „usterką” jest ze wszech miar pożyteczny, wszystkie bowiem jego części mają właściwości lecznicze: kwiaty, owoce, kora, liście i korzenie. Ja z kwiatów robię tzw. Elderflower cordial, kremowy w kolorze syrop, który rozcieńczony gazowaną wodą mineralną jest najsmaczniejszą z lemoniad. I przy tym zdrową! Suszę też bzowe baldachy na moim przepastnym strychu i zimową porą mam jak znalazł herbatkę tisane o smaku i zapachu wiosny. Znowu Proust się kłania. A moim kurkom na przedwiośniu gotuję obierki ziemniaków i dodaję drobno siekane młodziutkie listki bzu – tak mi doradziła sympatyczna gosposia na targu. Jeszcze mam ochotę zrobić mus z owoców bzu czarnego, ale tutaj muszę poczekać do jesieni. W zeszłym roku zrobiłam natomiast kilka litrów octu balsamicznego z czarnych bzowych jagódek i bije on w smaku wszystkie te włoskie balsamy z Modeny. Polecam koniecznie. Ja go używam do sosów mięsnych i sałatkowych, do marynowania mięsa, a czasem łyknę sobie prosto z buteleczki, bo smak i aromat cudowny. Z ciekawostek na temat bzu czarnego wyczytałam gdzieś, że jego gąbczasty rdzeń pędów był używany przez zegarmistrzów do czyszczenia delikatnych mechanizmów. A wyciągi z Sambucus Nigra są ponoć doskonałe do pielęgnacji skóry starzejącej się (a która się nie starzeje?) – działa bowiem zmiękczająco, przeciwzmarszczkowo i wybielająco. Z taką ilością krzewów w parku powinnam zatem być już zupełnie bez zmarszczek, wygładzona i wybielona Tylko ten cudowny przepis na wyciąg muszę znaleźć…

_DSC3179

 

IMG_7942

IMG_7944

IMG_7961

Przepis na syrop z kwiatów bzu czarnego.

40 rozkwitniętych główek bzu, z jak największą ilością pyłku, najlepiej zbieranych w bezwietrzny dzień, 80 gr kwasku cytrynowego, 2 kg cukru, 2 cytryny wyciśnięte i potem pokrojone na grube kawałki, razem ze skórką, 1,5 l wrzącej wody

W garnku z wrzącą wodą rozpuszczam cukier i kwasek cytrynowy. Nożyczkami nad wodą obcinam baldachy, zostaje mi przy tym trochę zielonego, ale to nie szkodzi. Trzeba sprawdzić czy pod spodem albo na łodyżkach nie ma mszyc, bo wtedy się kwiaty nie nadają. Wyciskam sok z cytryn, wrzucam pokrojone cząstki, wszystko mieszam razem i odstawiam na 5 dni. Od czasu do czasu można przemieszać. Po 5 dniach odcedzam syrop, można dać do słoików i spasteryzować lub zamrozić. Syrop rozcieńczam z wodą gazowaną w proporcji 1 : 10, albo wedle uznania i jest super lemoniada. Powodzenia i smacznego 🙂

Komentarzy do Marcel Proust i przedwojenne dziewice: smaki, zapachy, wspomnienia: 1

  • Bogusia  napisał:

    Sok z kwiatów bzu jest przepyszny, też go robię co roku. Najlepiej smakuje z wodą gazowaną w upalne dni. Widzę na zdjęciu, że dajesz całe kawałki pomarańczy i cytryny, ja daję tylko sok z tych owoców, polecam. Moja teściowa z kwiatów czarnego bzu robiła naleśniki.Kwiaty zanurzała w cieście naleśnikowym i na patelnię też bardzo dobre.

Zostaw odpowiedź. Anuluj odpowiedź

Możesz używać następujących znaczników HTML i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>