Grudniowa promenada

Hortus ecce qualis hortus

Ubi gemma laeta crescit

Ubi non dolor patescit

Ubi cura non virescit

 

Mam taki zwyczaj, że w ostatni dzień starego roku robię obchód parku.  Idę sobie niespiesznie, psiaki ze mną, czasami w śniegu, czasami po zielonej wciąż trawie, w zależności od aury.  Obchód trwa długo, bo w tym grudniowym dniu żegnam się z wszystkimi moimi roślinkami, teraz uśpionymi i czekającymi wiosny, jednocześnie im dziękując za wspólny czas i otwierając sobie w głowie swoistego rodzaju fotograficzny album z zapisem najlepszych obrazów minionego roku.  Pochylam się nad rabatami bylinowymi, które otulały wszelkimi kolorami dwór, patrzę na gazon, gdzie szafirowa kocimiętka przeplatała się z żółtymi kielichami tulipanów, wabiąc do swojego intensywnego zapachu chmary puszystych i głośnych trzmieli,

_DSC2052

wspominam z nostalgią potężny jesion, pomnik przyrody, z którego po czerwcowej nawałnicy pozostał jedynie smutny kikut, i co do którego mam tyle próśb, by go nie ścinać lecz obsadzić bluszczem zimozielonym. Niech jeszcze choć parę lat postoi tam gdzie stał od ponad dwustu.

DSC_1849

Patrzę na olbrzymie derenie przy dworze, które w tym roku obsypane były masami fioletowych jagódek ku uciesze wszelkiej maści ptactwa

DSC_3685

i zaraz obok na stare bzy, rosnące tutaj jeszcze za czasów Jana i Marii Chrzanowskich, które w tym roku niestety nie zakwitły.  Może przyszły rok będzie bez wiosennych przymrozków, może i sad da więcej owoców, może lipy obsypią się kwieciem, jak dawniej.  Brakowało mi pracowitego hałasu pszczółek w tym roku, brakowało słodkiego lipowego zapachu meandrującego z podmuchami wiatru po parku.  Oczywiście odwiedzam moje pokaźne stadko kurek, które dwa razy w tym roku uzupełniałam, po tym jak lis przechera wyczyścił mi kurnik do ostatniej sztuki. Po latach tej nierównej walki wreszcie zmądrzałam i w tym roku moje nioski dostały w prezencie prawdziwą wolierę:  wszystko jest zadaszone, obwiedzione siatką i podmurowane, tak że jedynie mysz może się przemknie, ale już nie pazerny rudzielec.  Bo jak się człowiek całymi latami budzi do radosnego piania koguta, a czasami nawet i dwóch, to potem taka poranna cisza brzmi wręcz przytłaczająco.  Więc choć czasami niosą się lepiej, a czasami i wcale, kurki przy dworze były i być będą.

DSC_0400

Zaraz przy kurniku ogarniam wzrokiem opustoszały warzywnik, robiąc sobie jednocześnie mentalną notatkę, że w zimie chciałabym zbudować na sprytną angielską modłę tzw. „raised beds”, czyli podniesione grządki w drewnianych ramach, co znacznie ułatwia utrzymanie warzyw w czystości od chwastów i praca przy tym jest mniej uciążliwa dla kręgosłupa.  No i muszę wykopać dziesiątki sadzonek wiązów, ktore nie wiem jakim sposobem przemyciły mi się do warzywnika, przytuliły do foliaka i tak skutecznie go ocieniały cale lato, że pomidory nie chciały dojrzewać. Tuż za warzywnikiem rośnie dorodna, przeolbrzymia dzika róża.  W zeszłym roku obsypana była o tej porze setkami czerwonych podłużnych owoców, z których zrobiłam bursztynową w kolorze nalewkę.

_MG_0631

Sprzedała się w całości na kiermaszu, wiele osób nie zdążyło zakupić i już składało mi zamówienia na następny rok. Szkopuł w tym, iż tym razem różany krzew nie obrodził i nie mam czego zebrać na nalewkę. Ale przeglądnęłam naprędce moje książki z przepisami trunkowymi i doszłam do wniosku, że w takim razie latem zrobię likiery na aromatycznych płatkach róż stulistnych.  Mam też kilka kilogramów zamrożonej aronii, jak nic przyda się na aroniówkę.  Znalazłam również przepis na nalewkę o sugestywnej bardzo nazwie, która niewątpliwie u wszystkich wywoła uśmiech, a brzmi ona mianowicie: „Zwaliznóg”.  A robiona jest na skromnych z wyglądu, dzikich poziomkach.  Jak to czasami pozory mogą być mylące 🙂  I tak oto dygresją o nalewkach wylądowałam w kuchni, a miało być o parku.  Więc spiesznie wracam.  I podążam do mojego ulubionego zakątka, czyli do rosarium.  Jeszcze dzień po kiermaszu zebrałam tutaj ostatni, grudniowy bukiet, jako że przymrozków intensywnych do tej pory nie było.  Dzisiaj wszystkie krzewy różane już śpią snem zimowym, na niektórych tylko widnieją resztki czerwonego koloru w postaci owoców, którymi ptaki nie zdążyły się poczęstować.

DSC_1121

I mimo, że ogród różany jest teraz szaro-bury, to przecież patrząc na niego widzę go wciąż w kolorach.  Na pamięć znam każdą kwaterę, każdy krzew, kształty i kolory kwiatów, ich nazwy.  Te prawie trzysta krzewów sama wybierałam i sama sadziłam.  Są jak moje dzieci, mam do nich wielką słabość i po zimie to tutaj najpierw się kieruję by patrzeć czy aby odbijają, czy nie przemarzły, czy widać świeże zaczątki pąkujących liści.  Śpijcie smacznie, moje piękne, i nabierajcie sił na nowy rok.

_DSC5470

Po ogrodzie różanym żegnam się z moim drzewami, istotą parku i jego oczywistym sine qua non.  Dotykam dłonią szorstkich pni, czasami napotykając na mech i porosty i wtedy przyjemnie miękkich.  Patrzę na nieścięte jeszcze po nawałnicy kikuty drzew, które złamały się w połowie i na razie je tak pozostawiłam, bo nie bardzo wiem co robić.  Może jednak pojawią się nowe gałązki, może zawiążą się początki koron, może trzeba dać im drugą szansę?  Nowy rok pokaże.  I sobie i parkowi i Wam drodzy czytelnicy i właściciele ogrodów życzę na nadchodzący rok, by omijały nas wichury, by przymrozki miały miejsce wtedy gdy powinny, a nie gdy zawiązują się pierwsze owoce i by nasze ogrody, i te duże i te najskromniejsze, były nieustannie źródłem dobrego, satysfakcjonującego zmęczenia oraz powodem do radości. Niech dają wytchnienie od szarej codzienności i odganiają smutki. I jak powiedział Jonasz Kofta: „Pamiętajmy o ogrodach. Przecież stamtąd przyszliśmy”.

Każdy ogród jest piękny tak mały, jak duży.
Każdy jednakowo wszystkim ludziom służy.
I każdy się stara z całej swojej mocy,
By sobą raj stworzyć przy ludzkiej pomocy.

 Do Siego Roku!

 

Komentarzy do Grudniowa promenada: 2

  • Małgorzata Baranowska  napisał:

    I znów Beatko utwierdziłaś mnie, jaką wspaniałą GOSPODYNIĄ, „DZIEDZICZKĄ” jesteś, nigdy nie miałam najmniejszych wątpliwości. Wkładasz w Dwór, ogród i park masę pracy i serca, a do tego tak pięknie o tym opowiadasz. Po stokroć dziękuję „losowi”, że dane mi jest bywać u Ciebie, stąpać po tej ziemi, że nasze losy się splotły. Życzę Ci dobrego roku, ze sprzyjającą aurą i życzliwymi ludźmi wokół, ale i chwil wytchnienia, czasu na realizację swoich pasji tj. fotografia, malarstwo, pisanie, robienie nalewek /zamawiam przepis i łyczek „Zwaliznoga”/ i innych pysznych przetworów. Bądź zdrowa, wszystkiego najlepszego dla całej Rodziny, Do Siego Roku!

  • Adam  napisał:

    Beatko Droga, spieszę i ja z podziękowaniem za rok poprzedni Twego bloga, za dzielenie się urokiem i emocjami z Twego Innego Swiata jaki wytrwale wspoltworzysz dookoła dworu. I za ten łyk kolorowej wiosny w zdjęciach pośród burej jak dotąd niby zimy. Błogosławionych dni w kolejnym roku Ci życzę, tych z radością odpoczynku i tych pełnych spoconej satysfakcji. Podziwiam i pozdrawiam cały Dwór radonski. Oby do wiosny!

Zostaw odpowiedź.

Możesz używać następujących znaczników HTML i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>