Moi bracia mniejsi (i siostry też)

Koty były pierwsze w moim życiu, a najsampierwszy był kocur Kuba. Gdy dożył sędziwego wieku i został pochowany pod cyprysikami w goczałkowickim ogrodzie, szybko pojawiły się następne.  Znosiłam je po prostu do domu, zabłąkane, a moja Matula w swojej wielkiej dobroci nigdy nie protestowała. W Radoniach natomiast koty pojawiły się w drugiej kolejności.  Pierwszy był Milut, jamnik, co wszystkie inne jamniki przerastał.

DSC_5928

Chował się z nami od szczeniaczka, kiedy to przywiozłam go mojemu synkowi Benedysiowi w prezencie urodzinowym.  Miluta kochaliśmy tak jak się kocha najbardziej urocze dziecko.  Jego sierść, rudo-złota w słońcu, była aksamitna w dotyku (jak to jeden z listonoszy zauważył „wyglancowana na błysk”), najpewniej od ciągłego tulenia i głaskania.  Milutowi wszystko było wolno i wiedział o tym.  Gdy spał na sofce w salonie to nawet najbardziej szacowny gość nie zasługiwał na to by naszego pupilka stamtąd zrzucić i musiał się zadowolić innym siedziskiem, często mniej wygodnym.  Dzieci lubiły go wołać na przeróżne sposoby, m.in. był on Majszlou Aromatique, Petitkindżin czy Mały Mało.  Lubił spać w łóżku ze swoim „panem” i wchodząc rano do pokoju syna nierzadko widziałam głowę Benedysia wystającą spod jednego końca kołdry i ogon Miluta spod drugiego.  Po nocy pod kołdrą Milut pachniał gorącą czekoladą, szczególnie jego uszy i łapki, które uwielbialiśmy wąchać. Przeżył z nami 12 lat.  Zasnął na zawsze na sofce, na której tak lubił polegiwać i która jest moją ulubioną do czytania książek.

IMG_0497

Razem z synami pochowałam go pod brzózkami obok Matki Boskiej, a Benedyś wykuł w kamieniu jego imię i lata kiedy żył. I tak jak Janeczce na grodziskim cmentarzu, tak i Milutowi sieję jesienią niezapominajki, które wczesną wiosną znaczą to szczególne miejsce w parku swoim żywym kolorem.

DSC_6939

Milut był pierwszy w Radoniach, ale chwilę po naszej przeprowadzce do dworu pojawiła się pewnego dnia w parku suczka wyglądająca na mieszankę malamuta.  I została.

DSC_7349

Do Sary dołączył jakiś rok później Enio, szczeniak, którego znalazłam w zimny poranek siedzącego przy stacji WKD na środku ulicy.  Za mną już jechał sznur samochodów, a ten psi drobiazg ciągle właził na środek ulicy. Niewiele myśląc wzięłam go ze sobą, a Sara zabrała się z iście matczyną troską za jego wychowanie.  I tak przy dworze radońskim znowu były trzy psy, jak dawniej, za pp. Chrzanowskich. Pewnego dnia dołączyły do nich dwa małe kociaki, które w ostatniej chwili złapałam gdy zjeżdżały na łeb na szyję po stromym dachu dawnej powozowni. Nie miałam pojęcia skąd się tam wzięły, aż do momentu kiedy kilka dni później pod głównymi drzwiami dworu usłyszałam pomiaukiwanie.  Na wycieraczce siedziała wychudzona kocica z jeszcze dwoma kociakami.  Dołączyła do reszty swoich pociech i została. Kocica nigdy nie została nazwana żadnym imieniem, była po prostu z męska nazywana Kocic (z akcentem na „i”) albo Ko Ko.  Jej dzieci to Tigra, Bałwankoff, Whisk i Whask.  Nie pytajcie proszę o proweniencję, imiona wymyślali zawsze synowie (Enio jest jeszcze zwany Rikki Boy, Sara to Suni Girl, a ja – Kuszkin). Rok później miałam w dworze 11 kotów i zaczynałam mój dzień od opróżniania kuwety, bo całe to towarzystwo spało w kuchni.  Dziś, 10 lat później, już tylko Kocic jest wciąż z nami i wciąż zachowała swoją dzikość i niezależność wioskowego dachowca.

DSC_5911

Despotyczna z charakteru ustawiła całe psie towarzystwo tak, że chodzą dokładnie jak ona chce.  A który z psiaków podejdzie za blisko dostaje natychmiast pazurami po pysku.  Jednym słowem, kocica jest zawsze górą – dosłownie i w przenośni.

DSC_5909

Gdy Miluta zabrakło kupiliśmy – na kolejne urodziny już tym razem dorosłego syna – szczeniaka rasy golden retriever.  Wybór był mój, bo z Komorowa pamiętałam, że znajoma miała właśnie goldena i był to niesamowicie mądry i posłuszny pies.  Nasz „golden” nie przebarwił się na złoto i pozostał kremowy, więc nazwaliśmy go Nugat.  Tyle samo samogłosek i spółgłosek co w imieniu Milut.  I też się imię kończy na literę „t”. I owszem, Nugat jest słodki i wszystkich zachwyca.

_DSC5711

Szalenie ufny i „przyludzki”, tak bardzo, że i złodzieja pewnie by serdecznie przywitał, tak jak wita każdego, kto tylko pojawi się w parku, znajomy czy nie.  Ale posłuszny bynajmniej nie jest, a co do mądrości to opinie są sprzeczne.  Jedni twierdzą, że jest bardzo mądry, bo nas sobie okręcił wokół łapki i robimy, co Nugat sobie życzy. Inni natomiast twierdzą, że Nugat jest nieusłuchliwy, bo jest głupiutki i nie rozumie co się od niego wymaga. Jeszcze inni, że nikt się nie wziął za jego wychowanie i dlatego pies robi co chce.  No cóż, pewnie w każdej opinii jest trochę prawdy.  Z Nugatem natomiast poradziła sobie doskonale Kocic i ustawiła go tak jak resztę psiarni. Nugat tak się jej panicznie boi, że będzie rozpaczliwie szczekał, takim szczekiem wołającym o pomoc, gdy kocica na przykład leży na schodach i mu blokuje przejście, a on chce akurat iść do mojej sypialni, gdzie zwyczajowo sypia. Ale gdy przychodzi wiosna, a z nią pierwsze ciepłe dni to wszyscy moi bracia mniejsi – i siostry również – bardzo chętnie razem wychodzą na ganek i zgodnie wygrzewają się w słońcu.

IMG_0959

Psy, mimo, że chowane pod jednym dachem mają oczywiście każdy inną osobowość i swoje specyficzne cechy. Nugat na przykład, co stwierdzam z dużym ubolewaniem, nie ma żadnego poczucia estetyki.  Uwielbia wymazać się błotem w wysychających pod koniec lata stawach, potem przeczołgać się gdzieś w zaoranych grządkach i taki biało-czarny, niczym ciasteczko oreo wraca cały zadowolony do dworu z zamiarem wysuszenia się na sofce w salonie. Sofki, jak widać, cieszą się dużą popularnością wśród naszych czworonogów.

_DSC5009

Gdy wkładam brudne naczynia do zmywarki to zawsze czuwa i wszystko dokładnie z resztek jedzenia wylizuje, bo jest strasznym głodomorem.  Sara i Enio uwielbiają uciekać na wieś i co rusz dostaję smsa, że „Pani psy znowu biegną w stronę Książenic”.  Wtedy trzeba po raz kolejny obejść płot, który ma 1,5 km długości, poszukać dziury i załatać, bo straż miejska już mnie uraczyła kilkoma mandatami za moich zbiegów. Gdy wracam z zakupów i wynoszę ciężkie siaty z samochodu, to Sara wita mnie radosnym wyciem i tylko ona przepuszcza mnie w drzwiach wejściowych. Panowie pchają się pierwsi, tak, że czasami do klamki nie mogę sięgnąć. Sara pije wodę bardzo po kobiecemu, delikatnie, cicho i dystyngowanie, że jednej kropelki nie ma wokół miski. Nugat i Enio żłopią halaśliwie i zostawiają miskę w kałuży wody.  Nugat uwielbia  – no bo to retriever –  nosić buty w pysku, czasami nawet po dwa naraz i rozrzuca je po całym domu.  Ja potem chodzę krokiem „polonezowym” po pokojach i zbieram je, klnąc oczywiście pod nosem.  Natomiast wszystkie reagują w ten sam sposób gdy tylko wezmę aparat fotograficzny do ręki.  Biegną wtedy jak oszalałe do drzwi wyjściowych, bo wiedzą, że niechybnie czeka je długi spacer po parku.

Komentarzy do Moi bracia mniejsi (i siostry też): 1

  • Małgorzata Baranowska  napisał:

    Najpiękniejsze i najmilsze wspomnienia <3

Zostaw odpowiedź. Anuluj odpowiedź

Możesz używać następujących znaczników HTML i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>