Domus Polonorum i dwory powiatu włoszczowskiego

Od 2003 roku należymy do Stowarzyszenia Domus Polonorum, prywatnej organizacji zrzeszającej miłośników dziedzictwa narodowego, której celem jest opieka nad zabytkami kultury ziemiańskiej znajdującymi się w posiadaniu prywatnych właścicieli, a także propagowanie tradycji dworu szlacheckiego i otaczającego go krajobrazu kulturowego. Kilka razy do roku spotykamy się w różnych częściach Polski i odwiedzamy zachowane, odrestaurowane, bądź w jeszcze trakcie odbudowy dwory. W weekend 26-27 maja zostaliśmy zaproszeni do zespołu dworskiego pp. Haliny i Stanisława Gieżyńskich w Ludyni, jednego z najciekawszych obiektów Kielecczyzny. Dodatkowo p. Stanisław przygotował bardzo atrakcyjny program połączony z objazdem kilku dworów powiatu włoszczowskiego. Najdłużej, bo całą sobotę, zabawiliśmy w Ludyni.

Gospodarz szalenie ciekawie i z wielką swadą opowiadał nam o tym, jak wyglądała odbudowa dworu. Dwór ludyński jest z połowy XVIII wieku, dwu-alkierzowy, nietypowo zorientowany nie na godzinę 11-tą, ale na zachód, co prawdopodobnie było wymuszone układem terenu, z dachem polskim, lekko wyprofilowanym na modłę góralską, W całości drewniany, posiada dwa alkierze, które nie są wysunięte przed lico frontu (co również jest nietypowe) przez co dwór sprawia wrażenie bardzo długiego i dopiero od strony południowej widać całą jego krasę i fantastyczne proporcje. Rzeczą niespotykaną w innych dworach, choć częstą w kościołach, zwłaszcza Kielecczyzny, są narożne kolumny, tzw. lisice, w całości wyciosane z jednego bala, razem z bazą i kapitelem. Jest ich w sumie sześć, parami identyczne, pięć oryginalnych, jedna została dorobiona.

Rzadkością są również barokowe, wyprofilowane obramienia okien. Dla mnie osobiście, pamiętając jak restaurowaliśmy nasz radoński dwór, najciekawsza była opowieść p. Stanisława o pracach odtworzeniowych starymi metodami. Co tylko można było zachować, zostało zachowane, nawet jeżeli było krzywe i stuknięte młotkiem. W kilku pokojach podziwialiśmy oryginalne kasetonowe sufity, barokowe rzeźbione drzwi, pieczołowicie odrestaurowane drewniane podłogi oraz piece kaflowe z II poł. XIX wieku, którymi budynek jest w dalszym ciągu ogrzewany. Gont, którym pokryty jest dach był łupany ręcznie, z osiki, i niełatwo było znaleźć speca, który umiałby to jeszcze zrobić. W ocenie właściciela dwór zachował 75% oryginalnej substancji drewnianej i te 250 letnie ściany z modrzewia są doprawdy w fantastycznym stanie. Ciekawie również opowiadał gospodarz o tynkowaniu drewnianych ścian starodawnym sposobem, czyli na trzcinę. Najpierw trzeba było znaleźć producenta mat trzcinowych, a następnie te maty przybić do drewna, na co poszło 120000 zszywek! Tynk również był robiony dawną metodą, czyli piaskowo-wapienny, bez domieszki cementu i nie z agregatu. Ale na szczęście znalazł się jakiś odważny majster, który choć nigdy takiego tynku w życiu nie kładł to zadania się jednak podjął. Tynk taki ma zwyczaj, że pęka i nie można kłaść grubej warstwy. Tak więc kładziony był 3 razy, majstrowie przyjeżdżali, nakładali, odjeżdżali do innej roboty, a tynk sobie tymczasem sechł. Majster ponoć ciągle załamywał ręce, że w całym domu nie ma ani jednego kąta prostego, wszędzie krzywe ściany, nic nie trzyma pionu, jak 2 cm na górze, to na dole by trzeba dać 10 cm tynku. Więc padła decyzja, żeby robić „po ścianie”, czyli wszędzie po 2 cm. I nadziwić się nie mógł majster, że właściciel był bardzo zadowolony z tego, że właśnie wyszło krzywo.

Dwór w Ludyni jest wyjątkowy również z innych względów, a mianowicie miało tutaj miejsce kilka historycznych wydarzeń. Do najważniejszych należy pobyt Tadeusza Kościuszki w ludyńskim dworze, prawdopodobnie dwa razy, udokumentowany wspomnieniami i pamiętnikami. Jest to obecnie jedyny zachowany dwór w Polsce, w którym był Kościuszko i to nie jakimś przejazdem, ale zatrzymał się ponad tydzień. Ponieważ rozkład pokoi jest niezmieniony od 250 lat, p. Stanisław w jednym z nich (zakładając, że tam właśnie Kościuszko mieszkał) przygotował wystawę na cześć Naczelnika. W „Pokoju Kościuszki” znajdują się mapy, grafiki, szereg ciekawych dokumentów, w tym jeden z oryginalnym podpisem Kościuszki, oryginalne pieniądze z jego czasów, menu z 1924 roku z Fontainbleau ozdobione podobizną bohatera, a także nietypowy papier listowy z widocznym pod światło znakiem wodnym czyli postacią Kościuszki. A na koniec ciekawostka: dwór ludyński, znowuż jako jedyny w Polsce, posiada własny przystanek kolejowy!

Następnego dnia, w niedzielę, jako pierwszy odwiedziliśmy dwór w Lasochowie. Przy bramie wjazdowej przywitał nas obecny właściciel i opowiedział historię dworu, który remontował przez 14 lat. Najstarsze wzmianki o istnieniu wsi pochodzą z końca XII wieku, a pierwszym znanym z dokumentów właścicielem Lasochowa był Florian Lasochowski herbu Jelita. Na przełomie XVI i XVII dobra przeszły w ręce Krzysztofa z Krużlowej Pieniążka herbu Odrowąż, uczestnika kampanii inflanckiej i moskiewskiej króla Stefana Batorego, w późniejszych latach dworzanina Zygmunta III Wazy i członka poselstwa polskiego do Szwecji. Na początku XIX w. majątek był dzierżawiony przez rodzinę Żeromskich – w roku 1819 przyszedł tu na świat Wincenty Żeromski, ojciec pisarza Stefana Żeromskiego. Lasochów to nie tylko dwór z XVIII stulecia, przepiękny, rozległy park ze wspaniałym starodrzewem i nietypowym układem wodnym (kanały wodne okalają całe założenie), ale także pozostałości folwarcznych zabudowań, będących dawniej miejscem pracy okolicznych mieszkańców: odrestaurowana lodownia, stara gorzelnia, odremontowana XIX-wieczna stodoła, wreszcie budynek wzniesionej w XIX wieku stajni i wozowni dworskiej, w której obecny właściciel stworzył arcyciekawą Lasochowską Izbę Tradycji. Pieczołowicie gromadzone latami eksponaty snują ciekawą opowieść o tym „jak to drzewiej bywało”, jak rzeczywiście żyło się w chłopskiej chałupie i w ziemiańskim dworze. Kolekcję stanowi szereg tematycznie uporządkowanych sekcji, takich jak życie codzienne we dworze na przełomie XIX i XX wieku, rozrywki ziemiańskie, polowanie, kuchnia dworska, XIX-wieczna medycyna, tradycje rybackie, warsztat kowala, uprawa roli, obróbka drewna: stolarstwo, bednarstwo i ciesielstwo, obróbka skóry czy tkactwo. Mamy tutaj również wnętrza ziemiańskich i wiejskich domostw, a dzięki szczegółowym opisom przy eksponatach możemy sobie wyobrazić jak wyglądał powszedni dzień ich mieszkańców, zobaczyć ich codzienny i odświętny ubiór czy dowiedzieć się czym różniło się dzieciństwo ziemiańskich i chłopskich dzieci.Te zastane, oryginalne elementy otoczenia, którym przywrócono dawną świetność, stanowią szczególną oprawę dla tworzonej wystawy i jednocześnie świadectwo wagi powiązań między dworem, folwarkiem i wsią.

Drugim, i ostatnim tego dnia z odwiedzonych przez nas dworów, była staroszlachecka rezydencja w Bieganowie. Pierwsza wzmianka źródłowa o majątku i wsi (wtedy Benganowo) pochodzi z dokumentu z 1198 roku. Obecny dwór w stylu późno-klasycystycznym został wybudowany na miejscu starszego, drewnianego, w drugiej połowie XIX wieku. Budynek jest jednokondygnacyjny, częściowo podpiwniczony, z czterospadowym dachem. Elewacja frontowa, 11 osiowa, na osi głównej czterokolumnowy portyk z wejściem. Od strony północnej prostokątna weranda, od strony południowej podjazd zakończony okrągłym gazonem. Tutaj 24 grudnia 1873 roku urodził się i spędził dzieciństwo Adam Piasecki, założyciel krakowskiej fabryki czekolady, obecnie „Wawel”. Był synem dworskiego agronoma i gdy zmarł mu ojciec, w wieku 12 lat podjął praktykę cukierniczą w cukierni Müllerowicza w Kielcach. W 1898 r. założył firmę cukierniczą, a następnie w 1910r. uruchomił Krakowską Fabrykę Cukrów i Czekolady. Był twórcą słynnego batona czekoladowego Danusia, który zainspirowały uczucia do pracownicy o tym samym imieniu. Piasecki był wówczas żonaty, więc można się domyślić, że Michalina Piasecka nie przepadała za batonikiem 🙂 

Do końca II Wojny Światowej dwór wraz z majątkiem należał do rodziny Morstin. Po wojnie dobra zostały znacjonalizowane i ulegały stopniowej dewastacji. W tym czasie w budynku mieściła się Rada Narodowa, szkoła, Urząd Pocztowy, Ośrodek Zdrowia oraz mieszkania. W 1988 r., został przekazany osobie prywatnej jako mienie przesiedleńcze i przez kolejne 19 lat park wraz z dworem ulegał dalszej degradacji. W 2007 roku mocno już zdewastowany został odkupiony przez obecnego właściciela. Natychmiast przystąpiono do odbudowy dworu i rewitalizacji parku, z którego wywieziono tony śmieci. Od jedenastu lat prace konserwatorskie kontynuowane są do dnia dzisiejszego, a gospodarz przywraca mu należną świetność, o czym ciekawie i z wielkim zaangażowaniem nam opowiadał. Dowiedzieliśmy się między innym, że dworowi przywrócono pierwotny rozkład pomieszczeń i podobnie jak Ludynia remontowany jest cały czas dawnymi, przedwojennymi technikami: drewno jest olejowane, bejca tylko spirytusowa, a jeżeli już coś się błyszczy to nie lakier, lecz politura. Dwór ma bardzo ciekawe wnętrza, z siedmioma starymi piecami kaflowymi zwiezionymi z całej Polski. Posiada również nietypową, podpodłogową wentylację, którą przypadkowo odkryto po zerwaniu zdewastowanej starej podłogi, a która w dalszym ciągu wymienia powietrze w dworze kilkanaście razy w ciągu doby. Pokoje ozdobione są pięknymi obrazami, z których wiele odziedziczył właściciel po swojej babci. Zobaczyliśmy jadalnię, kuchnię, w której dawniej był kredens, hall z nietypową, klasycystyczną boazerią uratowaną z jednego z opolskich pałaców, piękne drzwi wejściowe z witrażami, odtworzoną, oryginalną sztukaterię wg zachowanych w salonie fragmentów oraz odrestaurowaną podłogę z kilkunastu rodzajów drewna, której poszczególne klepki mają 4 cm grubości. Na koniec usłyszeliśmy historię jak to właściciele szukali małego dworku, do którego chcieli się przeprowadzić z miasta gdzie mieszkali, a ich wybór padł na największy i najbardziej zdewastowany z wszystkich oglądanych. I śmieją się, że to nie oni wybrali, ale dwór wybrał ich i za nich zdecydował.

Wracaliśmy do Radoń pełni wrażeń i dobrych wspomnień, odtwarzając w pamięci usłyszane historie i wdzięczni za ciekawie spędzony weekend. A gdy podjeżdżaliśmy pod dwór, zalany popołudniowym słońcem i cały w rozkwitłych właśnie kwiatach,  pomyślałam sobie w duchu: „Jak to dobrze, że my już mamy ten wieloletni remont za sobą”. 

Komentarzy do Domus Polonorum i dwory powiatu włoszczowskiego: 1

  • Małgorzata Baranowska  napisał:

    Aż serce rośnie, że „ktoś” kocha, dba, odrestaurowuje…, toż to nasze dziedzictwo. jak zwykle opisujesz tak pięknie i realistycznie, że czuje się zapach i atmosferę tych wnętrz.
    P.S. Smak i zapach „DANUSI” pamiętam do dzisiaj, jedna z moich ulubionych, nadal /od kilkudziesięciu lat/ w niezmienionej szacie graficznej /opakowaniu/ :). Bardzo gorąco pozdrawiam, uściski dla Twoich „CHŁOPCÓW” <3

Zostaw odpowiedź. Anuluj odpowiedź

Możesz używać następujących znaczników HTML i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>