Przyziemne instynkty

Od zawsze była we mnie potrzeba zbieractwa, ale takiego na łonie natury. Może to resztki jakiegoś atawizmu tkwią we mnie, że to co wyszperane z mchu, zerwane z krzaka, zgarnięte z drzewa wydawało się i dalej wydaje być takie cenne? Jak tylko sięgnę pamięcią to coś zbierałam.  Jako dziecko wstawałam wcześnie rano, by zdążyć przed koleżankami z sąsiedztwa i szłam szukać borowików w parku Spółki Brackiej w moich rodzinnych Goczałkowicach...

Czytaj więcej

Nokturn jesienny

Ostatnie dni lata i od razu słota. Leje i wieje.  Gdy poszłam zamknąć kury na noc, to aż mi się ich żal zrobiło. Jakieś takie kostropate, pióra pozlepiane od wilgoci, cała ich puszystość znikła bez śladu, jakby im połowa ciała ubyła.   Wyglądają jak własna karykatura naszkicowana naprędce ostrym ołówkiem.  Kogut na mój widok próbuje stroszyć pióra i otrząsać się z deszczu, ale widzę, że i jemu brakuje zwykłego animuszu...

Czytaj więcej

Patriotyczna zupa

Niedziela deszczowa, ponuro, a ja sobie pomyślałam, że już dawno żadnych kulinarii nie było, więc nawiedziłam z dużym koszem warzywnik.  Każdej wiosny, gdy idę tam z paczuszkami nasion powtarzam sobie: „Korzeniowska, w tym roku nie przesadź znowu z burakami, cukinią i sałatą”.  Głowa swoje, ręce swoje, nie mogę się nigdy powstrzymać i zamiast dwóch pestek cukinii wkładam do ziemi po kilka, buraków sieję cały zagon, a co do sałat i ich różnych odmian to lepiej nie będę się rozwodzić...

Czytaj więcej

Autokar pełen gości

W dniach 2 i 3 września odbył się III Zjazd Rodziny Chrzanowskich.  Jest to piękna inicjatywa i wieloletnia już tradycja, której bardzo tej Rodzinie zazdroszczę. Wszyscy spokrewnieni i skoligaceni z tą liczną Rodziną zjeżdżają się co dwa lata nie tylko z całej Polski, ale i z najdalszych zakątków świata, by przez te dwa dni pobyć razem ze sobą. Plan tych spotkań jest zawsze dokładnie przemyślany i przygotowany na wiele miesięcy wprzód, tak by każdy mógł znaleźć dla siebie coś interesującego...

Czytaj więcej

Cichociemni powracają nocą

Gdy zbliża się data 1 sierpnia, a wraz z nią kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, w kontekście historii dworu radońskiego myślę o dwóch wydarzeniach.  Pierwsze to oczywiście wspomnienie o warszawskich uchodźcach, którym pp. Chrzanowscy udzielali schronienia w swoim majątku. Około 30 osób mieszkało w dworze, kolejne 50 w tzw. fabryce marmolady. Niektórzy goście, jak np. malarz Bernard Tadeusz Frydrysiak, zostali w Radoniach aż do końca, czyli do 15 września 1945 roku, kiedy to pp...

Czytaj więcej

Żywiołowy park

resize_resize_DSC_8854

Z tym wpisem – szczerze mówiąc – wolałabym się z Wami nie dzielić. Mieszkam w Radoniach już 12 lat i zawsze jakoś sobie radziłam z wyzwaniami i problemami, które stawiały przede mną dwór i park. Natomiast dwa dni temu po raz pierwszy byłam zupełnie bezradna i mogłam jedynie patrzeć, pełna trwogi i niemocy, jak na moich oczach dokonuje się destrukcja tego co trwało niezmiennie od ponad dwustu lat. Cezary Wodziński w „Przechadzkach po ogrodach” stwierdza: „Jeśli zawierzy...

Czytaj więcej

Made in Radonie: piwo, marmelada i ocet

Dawne majątki ziemskie, zwane również dobrami, a rzadziej folwarkami, były tak naprawdę rolno lub rolno-przemysłowymi przedsiębiorstwami o dużej powierzchni, z reguły powyżej 50 ha gruntów ornych. Majątki te były, bo i musiały być, samowystarczalne.  Nie było potrzeby kupowania żywności, może poza mąką czy kaszami. Bo tak jak opisuje to Janeczka, na stół pp. Chrzanowskich trafiało wszystko to co urosło w ogrodzie, oborze czy jednym z dwudziestu stawów hodowlanych...

Czytaj więcej

Prawie jak rodzina

Gdy czytam historie innych dworów dochodzę do wniosku, że dwór radoński pod jednym względem jest dość nietypowy.  Zazwyczaj majątki ziemskie przez całe generacje pozostawały w rękach jednej i tej samej rodziny i rzadko były wystawiane na sprzedaż.  Natomiast Radonie zmieniały właścicieli aż kilkanaście razy i (jeżeli dobrze policzyłam nazwiska w księdze wieczystej) my jesteśmy obecnie ich siedemnastymi właścicielami...

Czytaj więcej

Pastelowy Frydrysiak

Dwór w Radoniach, tak jak większość majątków ziemskich na zachód od Warszawy, po sierpniu 1944 roku dawał schronienie wielu uchodźcom uciekającym z płonącej stolicy. Tysiące bezdomnych warszawiaków szukały dachu nad głową i nie było dnia, by ktoś nie prosił o nocleg i posiłek. W samym dworze mieszkało wtedy i otrzymywało całodzienne wyżywienie około trzydziestu osób, przeważnie krewni i znajomi pp. Chrzanowskich. Dwa razy tyle osób było ulokowanych w tzw...

Czytaj więcej

Wirtualny spacer

Próbowałam ostatnio policzyć ile to spacerów po moich włościach wykonałam od kiedy po raz pierwszy, w 2000 roku, przekroczyłam bramę wjazdową parku w Radoniach.  I doliczyłam się około pięciu tysięcy.  Pamiętam, że pierwsze spacery, choć  trudno je nazwać spacerami (raczej były to mozolne przedzierania się poprzez gęste zarośla) potrafiły trwać ponad 40 minut, bo park był wtedy w równie katastrofalnym stanie co dwór. Dzisiaj idę już bez wysiłku i znacznie krócej i mam swoją ulubioną trasę...

Czytaj więcej